Od ostatniego czasu sprawy mają się następująco.
Po kolejnym telefonie do mechanika usłyszałem, że po testach, na nagrzanym silniku i po jeździe próbnej, efektów dotychczas widocznych już nie widać. Komputer również nie zapisuje nowych błędów.
Wsiadłem więc do samochodu i postanowiłem to sprawdzić. Ujechałem 300 metrów i zaświecił sie "check". Po zeskanowaniu błędów okazało sie, że dotyczą one zaworu recyrkulacji spalin. Błąd skasowaliśmy i pojechałem dalej. Po niedużo dłuższej trasie (kilka km) "check" znów się zaświecił. Zignorowałem go i kontynuowałem jazdę. Chciałem w rzeczywistości sprawdzić czy wcześniejsze efekty rzeczywiście ustąpiły. Już myślałem, że problemu rzeczywiście nie ma gdy okazało się, że:
a. samochód nie ma mocy - Poziom 3000 obr. na 3 biegu to max., 100km/h to szczyt możliwości samochodu. Po prostu nie da się jechać szybciej.
b. samochód jednak dalej się dławi.
Kolejne podpięcie komputera wykazało, że tym razem błędy dotyczą turbosprężarki.
Jestem wyrozumiały dla naszych cudów motoryzacji (2/3 samochody w warsztacie) i rozumiem, że różne rzeczy w różnym momencie maja prawo się zepsuć. Zastanawiam się jednak, co się dzieje z samochodem, że od braku jakichkolwiek usterek i normalnej pracy silnika, przechodząc przez błędy czujnika hella (chyba tak się nazywa) w pompie paliwa, przez usterkę recyrkulatora spalin, aż po błędy turbosprężarki. Czy trochę tego nie za dużo na raz i czy nie jest dziwne, że pojawiają się wciąż nowe błędy, a dotychczasowe znikają znikają?
Pomocy!