To teraz pożalę się i ja. Jakiś niespotykany zbieg wydarzeń sprawił, że moja Frontera sypie się od 4 miechów w sposób następujący :
- wsteczny przestał istnieć, po kosztownej naprawie istnieje ledwo ledwo
- ABS przestał działać, działa po kolejnej kosztownej naprawie
- na wolnych obrotach zapala się check, po naprawach zapala się nadal
- przedni napęd, jak początkowo nie chciał się wyłączyć, tak teraz nie da się włączyć
- gumowy wąż przetarł aluminiową chłodniczkę oleju, wyciekł cały płyn, silnik rozgrzał się do czerwoności
i chcę tu nadmienić, że Frontera była wówczas w użytkowaniu mojej kochanej żony, która niezrażona niczym parła dalej tym biedactwem (wyciągającym z wielkim wysiłkiem 40 km na godzinę), no bo co ma stawać jak samochód jedzie, a może pomału dojedzie

, no ale po
naprawie chłodnicy okazało się, że silnik się nie zatarł, choć tyle.
Żalę się dalej, a co!!! A więc żalę się na to, że teraz wędruję od mechanika do elektryka i z powrotem, każdy z nich rozkłada ręce, ja za te rozłożenie każdemu odpalam od 50 do 100zł i końca nie widać, a portfel chudszy i chudszy, a we mnie coś rośnie i rośnie i jak urośnie to aż sam się boję co będzie
No, jakoś tak od razu lżej, jak się człowiek wyżali
I chyba jednak jakiś sentyment do tego grata mam, bo za to co mnie kosztuje, to już drugi bym sobie sprawił.
A najgorzej, że nikt nie wie co temu mojemu biedactwu dolega
Może mechanik, u którego bidula dziś wylądowała, coś w końcu poradzi
A jak nie, to będę się żalił dalej
