Na budowie mojego domu jeden taki zdobywał praktykę świeżo po zrobieniu kursu na koparko-ładowarkę. Znajomy właściciel firmy i zarazem koparki nazwał to egzaminem czy się nadaje do tej roboty. Bał się go tak od razu puścić na miasto do zlecenia na wymianę jakichś rur, więc umówiliśmy się, że ja udostępniam teren a on bierze koszty dojazdu i pracy sprzętu na siebie. Skończyło się na ławach schodkowych i dokupieniu bloczków fundamentowych, ale młody robotę dostał, bo nie kazałem właścicielowi za to dopłacić
Wcześniej do karczowania pni po wyciętych drzewach zamówiłem gościa z własną koparką i dużą praktyką. Poezja co on wyprawiał. Mógłbym siedzieć i patrzeć na to godzinami. Jakby mu wsadzić lancet w paszczę łyżki to pewnie operację na otwartym sercu by dał radę przeprowadzić

Przy innej okazji przyjechał jakiś gościu i strzelił mu przewód hydrauliczny unieruchamiając jeden z siłowników. Myślicie, że nie dał rady pracować takim "inwalidą"? A skąd! Poradził sobie tylko musiał się trochę nakombinować i dłużej mu zeszło (mnie to zwisało, bo miał umówioną cenę za robotę).
Także praktyka na tego typu sprzęcie wcale nie jest wydumanym wymaganiem. Ale oczywiście gdzieś ją trzeba zdobyć, niekoniecznie powodując gejzer wody czy gazu albo odcinając prąd lub łączność połowie miasta.