


cyatata......
.... Do miasta docieramy późnym popołudniem i znów spotyka nas niemiła niespodzianka ze strony Mongołów. Na wjeździe do miasta stoi budka ze szlabanem, przy której pobierane są opłaty za wjazd do miasta - nic nowego gdyż płaciliśmy już kilkakrotnie, zawsze tak jak na bilecie 500 tugrików (ok. 1zl). Tym razem chcą od nas po 10 tys. tugrików i nie chcą pokazać biletu. Mocno zirytowani, wrzucamy im przez okienko 4 tys. - tyle ile się należy, Damian wyrywa od kasjera 4 bilety i wszystkimi maluchami stajemy w poprzek szlabanu, uniemożliwiając przejazd w obie strony i głośno trąbiąc czekamy aż podniosą szlaban. Po 5 minutach naciągacze odpuścili i otworzyli nam przejazd. W miasteczku parkujemy przed mini marketem, żeby uzupełnić zapasy na dalszą podróż. Na parkingu znów spotykamy reporterów mongolskiej telewizji, którzy zaciekawieni niecodziennym zjawiskiem przeprowadzają z nami wywiad. Pod wieczór ruszamy w stronę oddalonej o ok. 200 km od miasteczka granicy z Rosją i zadowoleni z od dawna niewidzianego asfaltu mkniemy przez noc.....