To było po wielkanocy 2008, świeżo po zakupie frotki, opony szosowe + sprzęgiełka styrane automaty + pojęcie o jeździe w terenie słabe
pojechałem na łąki i wzniesienia na południu Łodzi, padał lekki śnieg co było dziwne o tej porze, ale jakoś o tym nie myślałem. Teren jest tam fajny, kilka podjazdów, po deszczu robi się fajne błotko. Zacząłem szarżować podjarany napędem na 4 buty aż tu, na najdłuższym ale najłagodniejszym zjeździe zrobiłem błąd. Za mocno wciśnięty hamulec zamiast hamowania silnikiem, poślizg, utrata sterowności i po chwilce leżałem wbity przodem w biegnący wzdłuż zjazdu rów
na początku się przeraziłem że skasowałem auto - ale nie, grill był wystarczająco mocny, cofnął się wprawdzie do tyłu ale lampy przeżyły, atrapa troszkę pękła, ale frotka mocna jest
wsteczny i próba wyjazdu - nie było o tym mowy, kąt pod jakim tkwił wóz jakieś 45stopni, poza tym tylne koła ledwo muskały nawierzchnię. Przyjechał jeden kolega plaskaczem, potem drugi, łopaty, kamienie, cegły, podkłady z jakiegoś kanału warsztatowego - 2h pracy i zero efektu (poza spaleniem paru kalorii
) wreszcie przypomniałem sobie o internetowej stronie "samopomocy" na pewnym forum ofrołdowym
zadzwoniłem do paru ludków z mojego rejonu, oferujących nieodpłatną pomoc w takich sytuacjach, i po kilku telefonach i 30min przyjechał facet dyskoteką, wyciągnął kinetyka, szarpnął i pojechał
cała akcja trwała może z 5min, a my staliśmy z rozdziawionymi gębami jak odjeżdża w stronę zachodzącego słońca
polecam tę stronę każdemu, skorzystałem z niej jeszcze raz niedawno na terenie Warszawy
tanio szybko i profesjonalnie:
http://rajdy4x4.pl/index.php/ida/11/