Frontera w Albanii

Witajcie,
Czytam tak i oglądam w necie rózne rzeczy o Fronterach - co to one jednak nie mogą, w jakim błocku dadzą radę, tu wykrzyż, tam woda, tu lift, tam hilift.
I osobiście z wielką pokorą traktuję teren (a i asfalt też, bo na nim ginie więcej ludzi, niż w błocie), ale nie interesuje mnie jakoś topienie mego auta w błocie i kasowanie kolejnych jego podzespołów po kolejnych wjazdach w tzw. "teren" i chwalenie się tym wszem i wobec.
A dlaczego?
Po pierwsze, że do tego istnieją jednak lepsze modele 4x4, znacznie przewyższające mozliwościami Fronterę
Po drugie, że jest to jedyne auto w rodzinie, użytkowane na codzień również w mieście i na czarnym
Po trzecie, sprzęt to tylko jakiś tam procent gwarantujący osiągnięcie celu
Po czwarte, jest to auto, które bardziej traktuję jako wyprawówkę, niż terenówkę.
Ktoś powie: "brak ci jaj, a twojemu autu brak sztywnych mostów, prześwitu, i w ogóle do du..."
A właśnie nie!
Kupiłem ten model dla konkretnego celu.
Tym celem są wędrówki po bezdrożach Bałkanów, wędrówki w jedno auto, z rodziną- kobietami na pokładzie.
I to auto mnie nie zawiodło! Inni wymieniają łożyska w drodze, ukręcają półosie, demontują wały i cholera wie, co jeszcze.
A moja Frontera przeszła bezstresowo 2 bałkańskie pętle, Rumunię, bezdroża Albanii, Czarnogóry, Serbii, użytkowanie w + 50`C i w -30`C.
Największy problem, to wysiepanie termostatu z silnika (i tak nie z winy termostatu).
A o co chodzi? - o zufanie do auta! Pozwoliło zrobić po 6000km na każdym wyjeździe bezawaryjnie.Były dni, gdzie średnia z 10ciu godzin wyniosła 3,5km/godz.Były skały, były szutry, były potoki.
Do czego zmierzam?
Nie do chwalenia się!
A raczej do pochwalenia auta.
Zmierzam do zachęcenia Was, w miarę wolnego czasu, do przeczytania relacji mojej żony z naszych podróży, najpierw "plaszczakiem", później Fronterą.
Są tu:
http://barpa.blog.onet.pl
Jednocześnie, gdy ktoś z Was połknie bakcyla - poszukujemy współtowarzyszy do kolejnej wyprawy w albańskie ostępy.
Fronterą! Bo da radę w wielu sytuacjach.
Pozdrawiam
BALKANDRIVER
Czytam tak i oglądam w necie rózne rzeczy o Fronterach - co to one jednak nie mogą, w jakim błocku dadzą radę, tu wykrzyż, tam woda, tu lift, tam hilift.
I osobiście z wielką pokorą traktuję teren (a i asfalt też, bo na nim ginie więcej ludzi, niż w błocie), ale nie interesuje mnie jakoś topienie mego auta w błocie i kasowanie kolejnych jego podzespołów po kolejnych wjazdach w tzw. "teren" i chwalenie się tym wszem i wobec.
A dlaczego?
Po pierwsze, że do tego istnieją jednak lepsze modele 4x4, znacznie przewyższające mozliwościami Fronterę
Po drugie, że jest to jedyne auto w rodzinie, użytkowane na codzień również w mieście i na czarnym
Po trzecie, sprzęt to tylko jakiś tam procent gwarantujący osiągnięcie celu
Po czwarte, jest to auto, które bardziej traktuję jako wyprawówkę, niż terenówkę.
Ktoś powie: "brak ci jaj, a twojemu autu brak sztywnych mostów, prześwitu, i w ogóle do du..."
A właśnie nie!
Kupiłem ten model dla konkretnego celu.
Tym celem są wędrówki po bezdrożach Bałkanów, wędrówki w jedno auto, z rodziną- kobietami na pokładzie.
I to auto mnie nie zawiodło! Inni wymieniają łożyska w drodze, ukręcają półosie, demontują wały i cholera wie, co jeszcze.
A moja Frontera przeszła bezstresowo 2 bałkańskie pętle, Rumunię, bezdroża Albanii, Czarnogóry, Serbii, użytkowanie w + 50`C i w -30`C.
Największy problem, to wysiepanie termostatu z silnika (i tak nie z winy termostatu).
A o co chodzi? - o zufanie do auta! Pozwoliło zrobić po 6000km na każdym wyjeździe bezawaryjnie.Były dni, gdzie średnia z 10ciu godzin wyniosła 3,5km/godz.Były skały, były szutry, były potoki.
Do czego zmierzam?
Nie do chwalenia się!
A raczej do pochwalenia auta.
Zmierzam do zachęcenia Was, w miarę wolnego czasu, do przeczytania relacji mojej żony z naszych podróży, najpierw "plaszczakiem", później Fronterą.
Są tu:
http://barpa.blog.onet.pl
Jednocześnie, gdy ktoś z Was połknie bakcyla - poszukujemy współtowarzyszy do kolejnej wyprawy w albańskie ostępy.
Fronterą! Bo da radę w wielu sytuacjach.
Pozdrawiam
BALKANDRIVER