Mamy przyjazne państwo!

Mamy przyjazne państwo!
Tak przynajmniej twierdzą Dyzmowie, którzy spełniają się w (nie)rządzie tym cyrkiem w budowie.
Otóż siedzę sobie dzisiaj i płodzę umowę do kontrahenta, który na nią czeka, a dostarczenie jej wiąże się z realizacją zamówienia. Jestem w 2/3cich i nagle... sruuu, komp mi zgasł, jak i cała reszta urządzeń prąd łaknących.
Więc tradycyjnie, po polsku, najpierw wiącha, zaraz później start do bezpiecznika i licznika energii elepśtrycznej – wszystko O.K. , to co za penis aqua turbo?!?
Looknięcie na klatkę i już wiem – penis grzebie w bezpieczniku i odcina moje gospodarstwo domowe od życiodajnej żyły elektronów.
Ale jak, dlaczego?, o co kaman?
Ano, kaman o to, rzecze penis, ooo, przepraszam, pracownik Rejonu Energetycznego, że jest zaległość z grudnia 2012 roku i cza wyłączyć prądunek.
I tu mną wstrząsnęło, mimo już wyłączonej energii wstrząsającej, bo, do jasnej cholery – byłem w Rejonie (energetycznym, rzecz jasna), z blankietami za cały okres rozliczeniowy , w grudniu właśnie, odstałem kolejkę, poświęciłem trochę czasu.
Było po odczycie liczników , pytam gwiazdeczkę za blatem (ona to już raczej kometa z dogasającym warkoczem, ale nikomu lat nie liczę i poza pewnymi wyjątkami życzę jak najdłuższej egzystencji), no więc pytam jasno i otwarcie – co z tą ostatnią płatnością???
I jasną i otwartą otrzymałem odpowiedź – „proszę tego nie płacić, jest po odczycie, zostanie wliczone do następnego okresu rozliczeniowego”.
W porząsiu, pytam jeszcze raz komety, nie płacić? – „Tak, nie płacić!”
Kumam jeszcze dwa zebrane fakty do kupy i wniosek jest oczywisty – NIE PŁACĘ.
No i nie zapłaciłem, no i przyszedł gostek i dał hebel w dół.
I nie miałbym do gostka żalu wielkiego, bo to tylko trybek w machinie, ale mam.
Bo żeby zadzwonił domofonem, żeby zadzwonił do drzwi przed wyłączeniem prądu, ale nie, musi zachowywać się, jak pospolity złodziej i bez żadnego ostrzeżenia gmyra w skrzynce, odłączając prąd cichaczem.
Co to za metody? Można ostrzec, że ma takie polecenie , dokończyłbym swoje, zamknął po ludzku komputer i niech czyni swą powinność.
Rozmowa z gostkiem (po moim wypadzie na klatkę schodową) – UWAGA, Jasiu, pisz wężykiem! –on- „Panie, system jest niedoskonały, tak się teraz nie rozlicza, ta pipipi głupia nie wiedziała, co mówi!”.
Krew mnie zalała, nie spuszczę faceta ze schodów, bo więcej dla mnie kłopotów, niż pożytku, więc próbuję po ludzku. Tłumaczę, jak było, pokazuję blankiety, ni cholery – nie ma wpłaty, jest zlecenie i ch..j.
Jak ch.j, to chu.j, myślę, zabieram z domu pieniądze przeznaczone na coś zupełnie innego, co też ma być zaraz zapłacone i dymam do Rejonu (energetycznego, rzecz jasna).
Godzina w kolejce, dzień pracy zaczynam mieć w plecy, dorywam ową gwiazdeczkę (jeszcze kometa pracuje, ale się trzyma) i mówię, co mi naplotła w grudniu i jaki tego efekt.
Jak łatwo się domyślicie, ona nic takiego nie mówiła, owszem, że jak nadpłata, że jak zużycie mniejsze od prognozowanego i takie mnie tam bzdury zapodaje...
Noż do kurzej mordy (biedna kura), a skąd ja mam wiedzieć, jakie zużycie, prognozy i te ćmoje-boje?
Powiedziała – NIE PŁACIĆ, to tak zrobiłem!
Dobra, zapłaciłem, uniżenie okazałem dowód wpłaty, łaskawie wydała dyspozycję włączenia prądu.
Pytam – KIEDY? – „Ano zaraz, bo pan mieszka 400 m od Rejonu (energetycznego oczywiście), to ekipa (już się zacząłem bać) będzie po drodze, to niedaleko, włączą”.
ALE TO NIE KONIEC, nie, nie.
Wróciłem do domowych pieleszy, dłubię w nosie, bo tam i tak zawsze bez światła trafię, ze sraczem już gorzej, bo z czołówką trzeba działać. A właśnie – w tym miejscu powinna ona nosić nazwę "dupówki”, słowem, działam na pół gwizdka, bo dane na zgaszonym bezczelnie kompie.
Dłubię i dłubię, już nic w tym nochalu nima, mijają godziny, prądu tyż nima...
Kobity wnet wróca i myślą, że mycie głów i innych części ciała czeka, a tu... zonk.
Daję cynka, co się święci, ale jaźń moją, niczym miecz Nieśmiertelnego przeszywa myśl....
...myśl tak oczywista, co epokowa...
Zadzwonię do Rejonu (już wiecie – energetycznego) i spytam, co tam Panie w prądzie?
Czyż to nie wspaniałe? Zadzwonię i wszystko stanie się jasne, niczym kaganek oświaty.
Ale oświatę mamy w kraju , jaką mamy, więc i kaganek okazuje się podobny.
Szukam po blankietach, rachunkach, fakturach, pod łóżkiem, na balkonie – no do k...wy nędzy nie ma kontaktu z oświeconym Rejonem (tak, wiem, energetycznym), ale JEST, znajduję! Viva Energetyka! Jest telefon... do Rejonu w ... Żywcu!
Podejmuję walkę, choć Żywiec, co wiem jeszcze z geografii, trochę od Krakowa oddalony jest. Ale dzwonię.
Odbiera gwiazdka (ta to naprawdę gwiazdka, mogłaby w seks-telefonie pracować, co za głos...), mówię, o co biega, że chcę telefon do ekipy (strach się bać) monterskiej.
I tu czar pryska, z marzeń o bajkowym głosie spadam na ziemię (dobrze, że siedziałem) – głos nimfomanki oznajmia mi, że ona nie ma dojścia do zleceń, że nie ma takiej mocy sprawczej, że nic nie ma i nic nie może (kłamała i udowodniłbym to, gdyby znalazła się w zasięgu moich łap i byłbym stanu wolnego), i że należy uzbroić się w cierpliwość.
To jej tłumaczę, jak tłumokowi na grzędzie, że zapłacone, że zlecenie na powrót elektronów wystawione, itd. itp., a ja siedzę w mieszkaniu o kubaturze przedwojennej, ogrzewanie mam z prądu i zaniedługo będę tu miał stację polarną, bo jak oglądała film „Thing”, to tak ja tu będę miał. Na dodatek ciemno, jestem sam, cierpię na klaustrofobię, homofobię, onomatopeję (a co, i tak nie zrozumie) i... i boję się obcych!
Nimfomanka pozostała niewzruszona, natomiast ja się wzruszyłem i w kilku niewybrednych słowach (aczkolwiek bez użycia k..rw, ch...jów i tym podobnych) zakomunikowałem jej nimfomatości, co myślę o dostawcy prądu, którego ona ma nieszczęście reprezentować.
Rozmowa dobiegła końca.
Bezowocnie.
To moja porażka... choć może nie do końca, bo dziwnym trafem za 20 minut przybyła dziarska ekipa Pogotowia Energetycznego (już wiecie, że strach mnie ogarnął), w ilości dwóch sztuk facetów do przesunięcia jednej sztuki wajchy w górę.
Ale, ale, tym razem zadzwonili do drzwi, a jakże, w celu... pożyczenia stołka, bo bidulki nie mogli dosięgnąć bezpiecznika....
Ja pierdzielę, sobie pomyślałem, zaraz będę miał prąd, światło, ciepło, wodę i ta myśl mnie tak uskrzydliła, że dałem im... drabinę.
Ale ja jestem życzliwy gość, no nie?
I dzięki mojej życzliwości mam ponownie kontakt ze światem, dzięki czemu możecie przeczytać tak wspaniałe wynurzenia.
Konkluzja 1 – mam postulat, by w każdym urzędzie, w każdym oddziale administracji państwowej na poczesnym, ogólnodostępnym miejscu wisiała deska z gwoździem.
A to w celu jej zapakowania przez Petenta w nieskalane odpowiedzialnością czoło urzędnika państwowego.
Konkluzja 2 – od dziś wszelkie rozmowy z powyższymi urzędnikami będą przeze mnie nagrywane i dokumentowane. Telefoniczne, osobiste i wszelkie inne, włączając w to kontakty intymne, typu ‘proszę mi tu zaparafować” lub „pan mi tu przybije”, tudzież „proszę przyjść za dwie godziny, pracę kończę o...”
Pozdrawiam tych, co z prądem spożywają!
BALKANDRIVER
Tak przynajmniej twierdzą Dyzmowie, którzy spełniają się w (nie)rządzie tym cyrkiem w budowie.
Otóż siedzę sobie dzisiaj i płodzę umowę do kontrahenta, który na nią czeka, a dostarczenie jej wiąże się z realizacją zamówienia. Jestem w 2/3cich i nagle... sruuu, komp mi zgasł, jak i cała reszta urządzeń prąd łaknących.
Więc tradycyjnie, po polsku, najpierw wiącha, zaraz później start do bezpiecznika i licznika energii elepśtrycznej – wszystko O.K. , to co za penis aqua turbo?!?
Looknięcie na klatkę i już wiem – penis grzebie w bezpieczniku i odcina moje gospodarstwo domowe od życiodajnej żyły elektronów.
Ale jak, dlaczego?, o co kaman?
Ano, kaman o to, rzecze penis, ooo, przepraszam, pracownik Rejonu Energetycznego, że jest zaległość z grudnia 2012 roku i cza wyłączyć prądunek.
I tu mną wstrząsnęło, mimo już wyłączonej energii wstrząsającej, bo, do jasnej cholery – byłem w Rejonie (energetycznym, rzecz jasna), z blankietami za cały okres rozliczeniowy , w grudniu właśnie, odstałem kolejkę, poświęciłem trochę czasu.
Było po odczycie liczników , pytam gwiazdeczkę za blatem (ona to już raczej kometa z dogasającym warkoczem, ale nikomu lat nie liczę i poza pewnymi wyjątkami życzę jak najdłuższej egzystencji), no więc pytam jasno i otwarcie – co z tą ostatnią płatnością???
I jasną i otwartą otrzymałem odpowiedź – „proszę tego nie płacić, jest po odczycie, zostanie wliczone do następnego okresu rozliczeniowego”.
W porząsiu, pytam jeszcze raz komety, nie płacić? – „Tak, nie płacić!”
Kumam jeszcze dwa zebrane fakty do kupy i wniosek jest oczywisty – NIE PŁACĘ.
No i nie zapłaciłem, no i przyszedł gostek i dał hebel w dół.
I nie miałbym do gostka żalu wielkiego, bo to tylko trybek w machinie, ale mam.
Bo żeby zadzwonił domofonem, żeby zadzwonił do drzwi przed wyłączeniem prądu, ale nie, musi zachowywać się, jak pospolity złodziej i bez żadnego ostrzeżenia gmyra w skrzynce, odłączając prąd cichaczem.
Co to za metody? Można ostrzec, że ma takie polecenie , dokończyłbym swoje, zamknął po ludzku komputer i niech czyni swą powinność.
Rozmowa z gostkiem (po moim wypadzie na klatkę schodową) – UWAGA, Jasiu, pisz wężykiem! –on- „Panie, system jest niedoskonały, tak się teraz nie rozlicza, ta pipipi głupia nie wiedziała, co mówi!”.
Krew mnie zalała, nie spuszczę faceta ze schodów, bo więcej dla mnie kłopotów, niż pożytku, więc próbuję po ludzku. Tłumaczę, jak było, pokazuję blankiety, ni cholery – nie ma wpłaty, jest zlecenie i ch..j.
Jak ch.j, to chu.j, myślę, zabieram z domu pieniądze przeznaczone na coś zupełnie innego, co też ma być zaraz zapłacone i dymam do Rejonu (energetycznego, rzecz jasna).
Godzina w kolejce, dzień pracy zaczynam mieć w plecy, dorywam ową gwiazdeczkę (jeszcze kometa pracuje, ale się trzyma) i mówię, co mi naplotła w grudniu i jaki tego efekt.
Jak łatwo się domyślicie, ona nic takiego nie mówiła, owszem, że jak nadpłata, że jak zużycie mniejsze od prognozowanego i takie mnie tam bzdury zapodaje...
Noż do kurzej mordy (biedna kura), a skąd ja mam wiedzieć, jakie zużycie, prognozy i te ćmoje-boje?
Powiedziała – NIE PŁACIĆ, to tak zrobiłem!
Dobra, zapłaciłem, uniżenie okazałem dowód wpłaty, łaskawie wydała dyspozycję włączenia prądu.
Pytam – KIEDY? – „Ano zaraz, bo pan mieszka 400 m od Rejonu (energetycznego oczywiście), to ekipa (już się zacząłem bać) będzie po drodze, to niedaleko, włączą”.
ALE TO NIE KONIEC, nie, nie.
Wróciłem do domowych pieleszy, dłubię w nosie, bo tam i tak zawsze bez światła trafię, ze sraczem już gorzej, bo z czołówką trzeba działać. A właśnie – w tym miejscu powinna ona nosić nazwę "dupówki”, słowem, działam na pół gwizdka, bo dane na zgaszonym bezczelnie kompie.
Dłubię i dłubię, już nic w tym nochalu nima, mijają godziny, prądu tyż nima...
Kobity wnet wróca i myślą, że mycie głów i innych części ciała czeka, a tu... zonk.
Daję cynka, co się święci, ale jaźń moją, niczym miecz Nieśmiertelnego przeszywa myśl....
...myśl tak oczywista, co epokowa...
Zadzwonię do Rejonu (już wiecie – energetycznego) i spytam, co tam Panie w prądzie?
Czyż to nie wspaniałe? Zadzwonię i wszystko stanie się jasne, niczym kaganek oświaty.
Ale oświatę mamy w kraju , jaką mamy, więc i kaganek okazuje się podobny.
Szukam po blankietach, rachunkach, fakturach, pod łóżkiem, na balkonie – no do k...wy nędzy nie ma kontaktu z oświeconym Rejonem (tak, wiem, energetycznym), ale JEST, znajduję! Viva Energetyka! Jest telefon... do Rejonu w ... Żywcu!
Podejmuję walkę, choć Żywiec, co wiem jeszcze z geografii, trochę od Krakowa oddalony jest. Ale dzwonię.
Odbiera gwiazdka (ta to naprawdę gwiazdka, mogłaby w seks-telefonie pracować, co za głos...), mówię, o co biega, że chcę telefon do ekipy (strach się bać) monterskiej.
I tu czar pryska, z marzeń o bajkowym głosie spadam na ziemię (dobrze, że siedziałem) – głos nimfomanki oznajmia mi, że ona nie ma dojścia do zleceń, że nie ma takiej mocy sprawczej, że nic nie ma i nic nie może (kłamała i udowodniłbym to, gdyby znalazła się w zasięgu moich łap i byłbym stanu wolnego), i że należy uzbroić się w cierpliwość.
To jej tłumaczę, jak tłumokowi na grzędzie, że zapłacone, że zlecenie na powrót elektronów wystawione, itd. itp., a ja siedzę w mieszkaniu o kubaturze przedwojennej, ogrzewanie mam z prądu i zaniedługo będę tu miał stację polarną, bo jak oglądała film „Thing”, to tak ja tu będę miał. Na dodatek ciemno, jestem sam, cierpię na klaustrofobię, homofobię, onomatopeję (a co, i tak nie zrozumie) i... i boję się obcych!
Nimfomanka pozostała niewzruszona, natomiast ja się wzruszyłem i w kilku niewybrednych słowach (aczkolwiek bez użycia k..rw, ch...jów i tym podobnych) zakomunikowałem jej nimfomatości, co myślę o dostawcy prądu, którego ona ma nieszczęście reprezentować.
Rozmowa dobiegła końca.
Bezowocnie.
To moja porażka... choć może nie do końca, bo dziwnym trafem za 20 minut przybyła dziarska ekipa Pogotowia Energetycznego (już wiecie, że strach mnie ogarnął), w ilości dwóch sztuk facetów do przesunięcia jednej sztuki wajchy w górę.
Ale, ale, tym razem zadzwonili do drzwi, a jakże, w celu... pożyczenia stołka, bo bidulki nie mogli dosięgnąć bezpiecznika....
Ja pierdzielę, sobie pomyślałem, zaraz będę miał prąd, światło, ciepło, wodę i ta myśl mnie tak uskrzydliła, że dałem im... drabinę.
Ale ja jestem życzliwy gość, no nie?
I dzięki mojej życzliwości mam ponownie kontakt ze światem, dzięki czemu możecie przeczytać tak wspaniałe wynurzenia.
Konkluzja 1 – mam postulat, by w każdym urzędzie, w każdym oddziale administracji państwowej na poczesnym, ogólnodostępnym miejscu wisiała deska z gwoździem.
A to w celu jej zapakowania przez Petenta w nieskalane odpowiedzialnością czoło urzędnika państwowego.
Konkluzja 2 – od dziś wszelkie rozmowy z powyższymi urzędnikami będą przeze mnie nagrywane i dokumentowane. Telefoniczne, osobiste i wszelkie inne, włączając w to kontakty intymne, typu ‘proszę mi tu zaparafować” lub „pan mi tu przybije”, tudzież „proszę przyjść za dwie godziny, pracę kończę o...”
Pozdrawiam tych, co z prądem spożywają!
BALKANDRIVER