Zerwana linka gazu

Tytuł wątku nieco uprzedza fakty ale może zacznę od początku.
Brata frota to kapryśne stworzenie, które ma swoje fochy, do których po czasie przywyknęliśmy.
Jednym z problemów jest zwieszający się rozrusznik, trzeba bujnąć auto na biegu żeby zadziałał. Pogoda jest jaka jest, więc naprawa jest odłożona na lepsze czasy.
Kolejnym była zamarzająca linka gazu, co prawdopodobnie doprowadziło do sytuacji z tytułu
Akcja dzieję się w dniu, którego nie ma, czyli 29.02.2012 godzina 22:10 parking za zakładem.
Standardowo trzeba było dokonać rytuału odpalenia auta, czyli wsiadamy, zapinamy pasy, Piotr grzeje świece, włącza ssanie, kręci kluczykiem i... odpinam pasy, wysiadam, Piotr wrzuca piątkę, czekam na ponowne podgrzanie świec, znak sygnał, działam! - ciągnę za kangura, frota ożywa! Wsiadam, zapinam pasy włączam radyjko i jedziemy!
Wjeżdżamy na główną ulicę w kierunku wschodzącego słońca, (którego oczywiście tam nie ma, bo jest 22:15) wjeżdżamy na wiadukt, (bo gdzie jak nie na wąskim wiadukcie mógłby się samochód popsuć?) i nagle w połowie wiaduktu prawie na samym jego szczycie Piotr mi oznajmia, że nie ciągnie, nie ma gazu!
Więc cyk awaryjki wysiadam, maska UP, macam w ciemnościach frotę pod maską
docieram do linki G-azu i faktycznie jest miękka...
Szybkie wertowanie w głowie wszystkich opcji,

pomysłów,

stron OFF jakie przeczytałem
TAK jest mam!
Kukam przez drzwi do Piotra z pytaniem:
-Dasz rade bez gazu?
-A mam inne wyjście?
-Nope
-Wsiadaj
No i cyk frota warknęła, zakołysała się, światła przygasły i TAK udało się jedziemy! (no może "jedziemy" to złe słowo, ale w każdym razie się toczyliśmy)
Dojeżdżamy do 2giej połowy wiaduktu czyli z górki, tam zjazd, trafiamy na zielone, toczymy się dalej.
Chwila zastanowienia... chyba tak wolno to nie wolno...
mały pitstop i wywiesimy trójkąt - HA HA!
Wtedy to już radyjko okienko w dół bo ciepło się zrobiło i...

No i nadeszła kolejna przeszkoda, czyli światła tym razem czerwone, przed górką z wiaduktem...
Czekamy... wtem, zielone, jedyneczka i "jedziemy", dojeżdżamy do połowy skrzyżowania, cyk dwójeczka... a tu zonk to już była góreczka więc zgon...(no bo jakie miejsce może być lepsze na zgon auta niż wiadukt? taaak środek skrzyżowania przed wiaduktem)
W takim razie kluczyk i cyk... rozrusznik cyk... wiadome już było że z rozrusznikiem się nie dogadamy no to bieg i się toczymy, prędkość ta sama co poprzednio, ale kierunek już nie ten. Stoczyliśmy się na początek skrzyżowania i udało się frota powróciła do przytomności. Wyzwanie to samo co poprzednio tym razem bieg number uno. W ciągu 5 min wiadukt udało się pokonać, chwytam za telefon i dzwonie, ze się spóźnię na śniadanie (bo śniadanie jadam na kolację, a mleko to ma najszybszy transport
)
"Jadąc" dalej przeanalizowaliśmy drogę.... będzie jeszcze jedna górka i to spora... więc szybko pomysły...
Człowiek-przepustnica hmm...

Nee nie będzie nic widać... No to telefon, że nie ma sensu czekać ze śniadaniem...
Magda akurat rozmawiała ze znajomym, który się śmieje, że skoro mamy glany to możemy sobie sznurówkę
zmotać!
Nosz k... genialne!!! - pomyślałem
Szybki pitstop na przystanku autobusowym, sznurówka wek, macanko pod maską w ciemnościach i VOILA!

Szybka instrukcja
motania:
Potrzebne:
Sznurówka ok 1.8m
Auto z gazem na lince, która się akurat zerwała
Wariata, który to poprowadzi (wymagana wysoka koordynacja ruchowa
)
Robimy na przepustnicy pętołek, przeciągamy sznurówkę przez jakieś rurki biegnące na ścianie grodziowej, przeciągamy (to jest ważne) pod wycieraczką i przez uchyloną szybkę do auta.
UWAGA
Podczas włączania wycieraczek zaleca się wciśnięcie sprzęgła! 
W praktyce wygląda to mniej-więcej tak:

Jak to mówią "nie próbujcie tego w domu" ale mało kto ma frotę w domu
zwłaszcza taką z zerwaną linką gazu 
Jutro znów muszę jechać do pracy i staje przed dylematem...
Czym jutro jechać do pracy? (po 10 min Piotrowi nawet zaczęło operowanie gazem wychodzić całkiem nieźle!)
No i w czym jutro jechać do pracy?!

Ot cała historia dnia którego być nie powinno!
Brata frota to kapryśne stworzenie, które ma swoje fochy, do których po czasie przywyknęliśmy.
Jednym z problemów jest zwieszający się rozrusznik, trzeba bujnąć auto na biegu żeby zadziałał. Pogoda jest jaka jest, więc naprawa jest odłożona na lepsze czasy.
Kolejnym była zamarzająca linka gazu, co prawdopodobnie doprowadziło do sytuacji z tytułu

Akcja dzieję się w dniu, którego nie ma, czyli 29.02.2012 godzina 22:10 parking za zakładem.
Standardowo trzeba było dokonać rytuału odpalenia auta, czyli wsiadamy, zapinamy pasy, Piotr grzeje świece, włącza ssanie, kręci kluczykiem i... odpinam pasy, wysiadam, Piotr wrzuca piątkę, czekam na ponowne podgrzanie świec, znak sygnał, działam! - ciągnę za kangura, frota ożywa! Wsiadam, zapinam pasy włączam radyjko i jedziemy!
Wjeżdżamy na główną ulicę w kierunku wschodzącego słońca, (którego oczywiście tam nie ma, bo jest 22:15) wjeżdżamy na wiadukt, (bo gdzie jak nie na wąskim wiadukcie mógłby się samochód popsuć?) i nagle w połowie wiaduktu prawie na samym jego szczycie Piotr mi oznajmia, że nie ciągnie, nie ma gazu!
Więc cyk awaryjki wysiadam, maska UP, macam w ciemnościach frotę pod maską

Szybkie wertowanie w głowie wszystkich opcji,

pomysłów,

stron OFF jakie przeczytałem
jrzeuski napisał(a):poruszając się w korku na samym sprzęgle bez dodawania gazu.
TAK jest mam!
Kukam przez drzwi do Piotra z pytaniem:
-Dasz rade bez gazu?
-A mam inne wyjście?
-Nope
-Wsiadaj
No i cyk frota warknęła, zakołysała się, światła przygasły i TAK udało się jedziemy! (no może "jedziemy" to złe słowo, ale w każdym razie się toczyliśmy)
Dojeżdżamy do 2giej połowy wiaduktu czyli z górki, tam zjazd, trafiamy na zielone, toczymy się dalej.
Chwila zastanowienia... chyba tak wolno to nie wolno...


Wtedy to już radyjko okienko w dół bo ciepło się zrobiło i...

No i nadeszła kolejna przeszkoda, czyli światła tym razem czerwone, przed górką z wiaduktem...
Czekamy... wtem, zielone, jedyneczka i "jedziemy", dojeżdżamy do połowy skrzyżowania, cyk dwójeczka... a tu zonk to już była góreczka więc zgon...(no bo jakie miejsce może być lepsze na zgon auta niż wiadukt? taaak środek skrzyżowania przed wiaduktem)

W takim razie kluczyk i cyk... rozrusznik cyk... wiadome już było że z rozrusznikiem się nie dogadamy no to bieg i się toczymy, prędkość ta sama co poprzednio, ale kierunek już nie ten. Stoczyliśmy się na początek skrzyżowania i udało się frota powróciła do przytomności. Wyzwanie to samo co poprzednio tym razem bieg number uno. W ciągu 5 min wiadukt udało się pokonać, chwytam za telefon i dzwonie, ze się spóźnię na śniadanie (bo śniadanie jadam na kolację, a mleko to ma najszybszy transport

"Jadąc" dalej przeanalizowaliśmy drogę.... będzie jeszcze jedna górka i to spora... więc szybko pomysły...
Człowiek-przepustnica hmm...

Nee nie będzie nic widać... No to telefon, że nie ma sensu czekać ze śniadaniem...
Magda akurat rozmawiała ze znajomym, który się śmieje, że skoro mamy glany to możemy sobie sznurówkę

Nosz k... genialne!!! - pomyślałem
Szybki pitstop na przystanku autobusowym, sznurówka wek, macanko pod maską w ciemnościach i VOILA!

Szybka instrukcja

Potrzebne:
Sznurówka ok 1.8m
Auto z gazem na lince, która się akurat zerwała
Wariata, który to poprowadzi (wymagana wysoka koordynacja ruchowa

Robimy na przepustnicy pętołek, przeciągamy sznurówkę przez jakieś rurki biegnące na ścianie grodziowej, przeciągamy (to jest ważne) pod wycieraczką i przez uchyloną szybkę do auta.
UWAGA


W praktyce wygląda to mniej-więcej tak:

Jak to mówią "nie próbujcie tego w domu" ale mało kto ma frotę w domu


Jutro znów muszę jechać do pracy i staje przed dylematem...
Czym jutro jechać do pracy? (po 10 min Piotrowi nawet zaczęło operowanie gazem wychodzić całkiem nieźle!)
No i w czym jutro jechać do pracy?!

Ot cała historia dnia którego być nie powinno!